Jak to było:
Jeeeeeest! - punktualnie o 11.45 sala ratusza miejskiego w Cardiff eksplodowała polsko-ukraińską radością. Sekundy wcześniej prezydent UEFA Michel Platini uśmiechnął się i wyciągnął z koperty kartkę z napisem "Poland and Ukraine". Nie zdążył już powiedzieć nic więcej, bo kilkadziesiąt osób z polsko-ukraińskiego sztabu poderwało się do góry, zaczeli wiwatować, ktoś wskoczył na krzesło, wszyscy rzucali się sobie w ramiona, gratulowali sobie akredytowani w Cardiff polscy dziennikarze, politycy, a przed ratuszem w Cardiff grupka polskich fanów, która dowiedziała się o decyzji od kamerzystów TVN 24, odśpiewała "Polska, biało-czerwoni!
Na sali prezydent Gdańska Paweł Adamowicz podskakiwał w górę jak małe dziecko i machał kibicowskim szalikiem. Skakała też Irena Szewińska, a szef PZPN Michał Listkiewicz utonął w objęciach Hrihorija Surkisa, prezesa ukraińskiej federacji piłkarskiej. Dopiero po dwóch minutach tego szału radości Platini mógł dojść do głosu i zaprosić na mównicę Listkiewicz i Sukrisa.
Wygraliśmy! Razem z Ukrainą zorganizujemy za pięć lat największą sportową imprezę świata po igrzyskach olimpijskich i piłkarskim mundialu. W Gdańsku, Warszawie, Poznaniu i Wrocławiu (a być może też w Krakowie i Chorzowie) powstaną supernowoczesne stadiony, ale potężnego kopa dostanie cała nasza gospodarka. W Portugalii, która organizowała mistrzostwa w 2004 r. miliard euro zostawili tylko turyści, którzy przyjechali na dwutygodniową imprezę. Portugalczycy mają dziś dzięki mistrzostwom osiem nowoczesnych stadionów i autostrady. U nas też może tak być - polski rząd i prezydent złożyli UEFA gwarancje rozbudowy autostrad i dróg. Teraz nie mogą się już wycofać, przez pięć lat na ręce będzie nam patrzyć cała Europa, a delegaci UEFA rozliczą nas z każdego metra zadeklarowanej autostrady.
Włosi w szoku, Węgrzy wściekli
Faworytem wyścigu o Euro 2012 do ostatniej chwili wydawali się Włosi. W środę rano wszystkie media w Italii, ale też np. BBC i agencja Reutersa podawały, że to obecni mistrzowie świata powinni wygrać. Tymczasem zwyciężyła polsko-ukraińska oferta i to już w pierwszej turze tajnego głosowania członków komitetu Wykonawczego UEFA. Dostaliśmy osiem głosów, Włosi tylko cztery, a Węgry z Chorwacją ani jednego! Według nieoficjalnych informacji zagłosowali na nas Rosjanin, Cypryjczyk, Portugalczyk, Holender, Turek, Rumun i Maltańczyk. Przeciwko byli działacze z dużych, rozwiniętych piłkarsko krajów, którzy wspierali Włochów: Hiszpan, Anglik i Niemiec oraz Norweg. Platini, mimo, że przez lata grał we włoskiej lidze, był gwiazdą Juventusu Turyn, poparł podobno naszą ofertę.
Włosi byli w szoku. - Nikt się tego nie spodziewał, tym bardziej, że wasze zwycięstwo to nokaut, nie było nawet drugiej tury - mówił nam Massimiliano Nerozzi, wloski dziennikarz z "La Stampy". Słynny trener Marcello Lippi, który był twarzą włoskiej prezentacji w Cardiff, powiedział, że jest rozczarowany, ale dodał: - Szanujemy decyzję UEFA. Nie zawsze się wygrywa, rok temu zostaliśmy mistrzami świata, teraz musimy przełknąć porażkę. Giancarlo Abete, prezes włoskiej federacji powiedział, że decyzja UEFA była polityczna. - To sygnał, że działacze europejskiego futbolu chcą by Wschód Europy dogonił zachód - stwierdził Abete. Włoscy dziennikarze zastanawiają się co teraz będzie z renowacją pięciu starych i budową trzech zupełnie nowych stadionów, które chcieli sobie załatwić przy okazji Euro. - U nas też były rządowe gwarancje i dużo pięknych słów polityków, teraz pewnie wszystko się rozmyje - mówi dziennikarz "La Stampy"
Jeśli Włosi byli w szoku, to Węgrzy byli zdruzgotani. Kandydują do organizacji Euro już trzeci raz. I znów im się nie udało. Salę opuszczali z nosami spuszczonymi do samej ziemi. Trzech poproszonych przez "Gazetę" o skomentowanie wyniku węgierskich działaczy, odmówiło. Dziennikarze nie chcieli powiedzieć nic więcej poza słowem "tragedia".
Surkis, Surkis i jeszcze raz Surkis
Dlaczego wygaliśmy? Czemu działaczom UEFA nie przeszkadzały zapyziałe lotniska, dziurawe drogi, brak hoteli, autostrad i 1900 km odległości z Gdańska do Doniecka? - Uwierzyli nam, uwierzyli, że jesteśmy w stanie wszystko zmienić. To najważniejszy dzień w naszej historii, od dziś Polska i Ukraina zaczną wielką transformację, to już nie będą te same kraje co kiedyś - powiedział Hrihorij Surkis, szef ukraińskiej federacji. To on był kołem zamachowym naszej kadydatury, to on zaprosił nas w 2003 roku do wspólnego kandydowania. - Początkowo uznaliśmy, że to szaleństwo, ale potem zabraliśmy się do pracy. Teraz jesteśmy dumni i szczęśliwi razem z Ukraińcami - przyznał Listkiewicz.
Surkis nieustannie lobbował za nami u działaczy UEFA. Włoscy dziennikarze powiedzieli wprost, że wygraliśmy właśnie dzięki Sukrisowi, bo w kuluarowych rozmowach był nie do pokonania. Potrafił zdziałać wszystko.
Dlaczego jeszcze wygraliśmy? UEFA nie dała sobie wmówić, że polityczna zawierucha na Ukrainie, przeszkadza w kandydowaniu. Wręcz przeciwnie - działacze uznali, że warto wyciągnąć do tego kraju rękę i na dobre wciągnąć go do Europy. UEFA nie chciała Węgrów i Chorwatów, bo to taki sam model mistrzostw jak te najbliższe, które w 2008 r. będą w Szwajcarii i Austrii. Też odbędą się w dwóch małych krajach w środku Europy. - A poza tym, wybór Węgrów i Chorwatów nic nie wnosił - to byłaby taka niijaka decyzja - mówiono wczoraj w Cardiff. - Platini pokazał, że ma jaja. Wybór Włochów, kraju z ogromnymi sukcesami, który w swojej historii organizował już igrzyska olimpijskie, MŚ i Europy, był zbyt przewidywalny. A Platini lubi wyzwania - tak z kolei skomentował wybór jeden z angielskich dziennikarzy.
Wszyscy podkreślali też, że bardzo ważna była pewność siebie. Ukraińcy i może w mniejszym stopniu Polacy, ani na chwilę nie zwątpili w to, że mogą wygrać. Było to słychać we wtorkowych prezentacjach, gdy Jerzy Dudek, Andrij Szewczneko, Witalij Kliczko i Siergiej Bubka przekonywali do naszej oferty. Świetnie wypadła też Irena Szewińska, która powiedziała, że jako trzyletnia dziewczynka marzyła o lekkoateltycznych medalach, a teraz tak samo wierzy, że zorganizujemy te mistrzostwa. Ważna była też wizyta prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki w Cardiff - pokazała, że oba państwa traktują Euro bardzo poważnie. Działaczom UEFA nie spodobało się podejście Włochów, którzy myśleli, że z dwoma egzotycznymi kandydaturami wygrają bez wysiłku.
Dzień chwały polskiego futbolu
- To historyczna decyzja. Najpiękniejsza chwila w naszym futbolu od MŚ w 1974 i 1982 roku, gdy zdobywaliśmy brązowe medale i od pamiętnego meczu, gdy obecny tu na sali Włodzimierz Smolarek zapewnił nam zwycięski remis z ZSRR - mówił prezes PZPN Michał Listiewicz. Z prezesem pojednał w środę nawet minister sportu Tomasz Lipiec, który jeszcze cztery miesiące temu zawiesił władze PZPN i mówiło się, że możemy zostać wykluczeni z międzynarodowych rozgrywek. W środę Lipiec, Surkis i Listkiewicz robili sobie wspólne zdjęcia i uśmiechnięci poklepywali się po plecach.
Listkiewicz w pierwszej kolejności podziękował oczywiście Surkisowi: - To pan dzwonił do nas ciągle i motywował do roboty.
Ale zaraz potem podziękował polskim samorządowcom, o których wcześniej mówiło się najmniej. - Nie wygralibyśmy, gdyby nie dobrze przygotowane oferty. To wasz wysiłek, determinacja w zdobywaniu funduszy na budowę stadionów, w załatwianiu gwarancji na autostrady, sprawił, że wygraliśmy - powiedział prezes do samorządowców z polskich miast, które mają zorganizować mecze. Michał Nykowski, szef polskiego sztabu Euro 2012, powiedział nam, że decyzja o wyborze czterech (Warszawa, Poznań, Gdańsk, Wrocław) nie jest jeszcze ostateczna. - Chorzów i Kraków nie tracą szansy. To UEFA zdecyduje, na których stadionach odbędą się mistrzostwa - podkreślił Nykowski. Szanse, że będą to więcej niż cztery stadiony są jednak minimalne, ponieważ UEFA zdecydowała we wtorek, że mistrzostwa nie będą na razie powiększane do 24 drużyn (zostaje 16).
W ciągu kilku najbliższych tygodni powstanie Komitet Organizacyjny, który będzie kierował przygotowaniami. Na razie nie wiadomo kto stanie na jego czele.
- Będziemy mieli stadiony!!! - cieszyli się Grzegorz Lato i Włodziemierz Smolarek. Ten drugi żartował, że o zwycięstwie Polski i Ukrainy wiedział już na pięć minut przed ogłoszeniem decyzji przez Platiniego. Podobno holenderski członek Komitetu Wykonawczego Mathieu Sprengers uśmiechnął się do mieszkającego na stałe właśnie w Holandii Smolarka.
W południe telefony polskich delegatów w Cardiff rozgrzały się do czerowności. - Dzwonili nawet z Jasnej Góry - uśmiechał się jeden z dziennikarzy. Do Listkiewicza, gdy ten akurat udzielał wywiadu w Polsacie, zadzwonił z podziękowaniami i gratulacjami Jan Tomaszewski, w ostatnich latach zajadły wróg szefa PZPN. Nawet oni potrafili się w środę pogodzić. - Odebrałem już ze 120 telefonów, własnie dzownił Adrzej Szarmach - śmiał się Adam Olkowicz, wiceprezes PZPN ds. Euro 2012. Olkowicz o mało nie popłakał się ze wzruszenia, gdy Listkiwicz dziękował mu za pomoc. - Bez tego człowieka nie byłoby Euro 2012 - mówił prezes.
Wielkie oblewanie sukcesu miało zacząć się już w samolocie, który o 14 wyleciał z Cardiff. Nie było do końca pewne, czy poleci najpierw do Kijowa, gdzie na Majdanie zaczęły gromadzić się tłumy szczęśliwych Ukraińców, czy do Warszawy, gdzie też w kilku miejscach miasta zrobiło się biało-czerwono od flag.
Post został pochwalony 0 razy
Jeeeeeest! - punktualnie o 11.45 sala ratusza miejskiego w Cardiff eksplodowała polsko-ukraińską radością. Sekundy wcześniej prezydent UEFA Michel Platini uśmiechnął się i wyciągnął z koperty kartkę z napisem "Poland and Ukraine". Nie zdążył już powiedzieć nic więcej, bo kilkadziesiąt osób z polsko-ukraińskiego sztabu poderwało się do góry, zaczeli wiwatować, ktoś wskoczył na krzesło, wszyscy rzucali się sobie w ramiona, gratulowali sobie akredytowani w Cardiff polscy dziennikarze, politycy, a przed ratuszem w Cardiff grupka polskich fanów, która dowiedziała się o decyzji od kamerzystów TVN 24, odśpiewała "Polska, biało-czerwoni!
Na sali prezydent Gdańska Paweł Adamowicz podskakiwał w górę jak małe dziecko i machał kibicowskim szalikiem. Skakała też Irena Szewińska, a szef PZPN Michał Listkiewicz utonął w objęciach Hrihorija Surkisa, prezesa ukraińskiej federacji piłkarskiej. Dopiero po dwóch minutach tego szału radości Platini mógł dojść do głosu i zaprosić na mównicę Listkiewicz i Sukrisa.
Wygraliśmy! Razem z Ukrainą zorganizujemy za pięć lat największą sportową imprezę świata po igrzyskach olimpijskich i piłkarskim mundialu. W Gdańsku, Warszawie, Poznaniu i Wrocławiu (a być może też w Krakowie i Chorzowie) powstaną supernowoczesne stadiony, ale potężnego kopa dostanie cała nasza gospodarka. W Portugalii, która organizowała mistrzostwa w 2004 r. miliard euro zostawili tylko turyści, którzy przyjechali na dwutygodniową imprezę. Portugalczycy mają dziś dzięki mistrzostwom osiem nowoczesnych stadionów i autostrady. U nas też może tak być - polski rząd i prezydent złożyli UEFA gwarancje rozbudowy autostrad i dróg. Teraz nie mogą się już wycofać, przez pięć lat na ręce będzie nam patrzyć cała Europa, a delegaci UEFA rozliczą nas z każdego metra zadeklarowanej autostrady.
Włosi w szoku, Węgrzy wściekli
Faworytem wyścigu o Euro 2012 do ostatniej chwili wydawali się Włosi. W środę rano wszystkie media w Italii, ale też np. BBC i agencja Reutersa podawały, że to obecni mistrzowie świata powinni wygrać. Tymczasem zwyciężyła polsko-ukraińska oferta i to już w pierwszej turze tajnego głosowania członków komitetu Wykonawczego UEFA. Dostaliśmy osiem głosów, Włosi tylko cztery, a Węgry z Chorwacją ani jednego! Według nieoficjalnych informacji zagłosowali na nas Rosjanin, Cypryjczyk, Portugalczyk, Holender, Turek, Rumun i Maltańczyk. Przeciwko byli działacze z dużych, rozwiniętych piłkarsko krajów, którzy wspierali Włochów: Hiszpan, Anglik i Niemiec oraz Norweg. Platini, mimo, że przez lata grał we włoskiej lidze, był gwiazdą Juventusu Turyn, poparł podobno naszą ofertę.
Włosi byli w szoku. - Nikt się tego nie spodziewał, tym bardziej, że wasze zwycięstwo to nokaut, nie było nawet drugiej tury - mówił nam Massimiliano Nerozzi, wloski dziennikarz z "La Stampy". Słynny trener Marcello Lippi, który był twarzą włoskiej prezentacji w Cardiff, powiedział, że jest rozczarowany, ale dodał: - Szanujemy decyzję UEFA. Nie zawsze się wygrywa, rok temu zostaliśmy mistrzami świata, teraz musimy przełknąć porażkę. Giancarlo Abete, prezes włoskiej federacji powiedział, że decyzja UEFA była polityczna. - To sygnał, że działacze europejskiego futbolu chcą by Wschód Europy dogonił zachód - stwierdził Abete. Włoscy dziennikarze zastanawiają się co teraz będzie z renowacją pięciu starych i budową trzech zupełnie nowych stadionów, które chcieli sobie załatwić przy okazji Euro. - U nas też były rządowe gwarancje i dużo pięknych słów polityków, teraz pewnie wszystko się rozmyje - mówi dziennikarz "La Stampy"
Jeśli Włosi byli w szoku, to Węgrzy byli zdruzgotani. Kandydują do organizacji Euro już trzeci raz. I znów im się nie udało. Salę opuszczali z nosami spuszczonymi do samej ziemi. Trzech poproszonych przez "Gazetę" o skomentowanie wyniku węgierskich działaczy, odmówiło. Dziennikarze nie chcieli powiedzieć nic więcej poza słowem "tragedia".
Surkis, Surkis i jeszcze raz Surkis
Dlaczego wygaliśmy? Czemu działaczom UEFA nie przeszkadzały zapyziałe lotniska, dziurawe drogi, brak hoteli, autostrad i 1900 km odległości z Gdańska do Doniecka? - Uwierzyli nam, uwierzyli, że jesteśmy w stanie wszystko zmienić. To najważniejszy dzień w naszej historii, od dziś Polska i Ukraina zaczną wielką transformację, to już nie będą te same kraje co kiedyś - powiedział Hrihorij Surkis, szef ukraińskiej federacji. To on był kołem zamachowym naszej kadydatury, to on zaprosił nas w 2003 roku do wspólnego kandydowania. - Początkowo uznaliśmy, że to szaleństwo, ale potem zabraliśmy się do pracy. Teraz jesteśmy dumni i szczęśliwi razem z Ukraińcami - przyznał Listkiewicz.
Surkis nieustannie lobbował za nami u działaczy UEFA. Włoscy dziennikarze powiedzieli wprost, że wygraliśmy właśnie dzięki Sukrisowi, bo w kuluarowych rozmowach był nie do pokonania. Potrafił zdziałać wszystko.
Dlaczego jeszcze wygraliśmy? UEFA nie dała sobie wmówić, że polityczna zawierucha na Ukrainie, przeszkadza w kandydowaniu. Wręcz przeciwnie - działacze uznali, że warto wyciągnąć do tego kraju rękę i na dobre wciągnąć go do Europy. UEFA nie chciała Węgrów i Chorwatów, bo to taki sam model mistrzostw jak te najbliższe, które w 2008 r. będą w Szwajcarii i Austrii. Też odbędą się w dwóch małych krajach w środku Europy. - A poza tym, wybór Węgrów i Chorwatów nic nie wnosił - to byłaby taka niijaka decyzja - mówiono wczoraj w Cardiff. - Platini pokazał, że ma jaja. Wybór Włochów, kraju z ogromnymi sukcesami, który w swojej historii organizował już igrzyska olimpijskie, MŚ i Europy, był zbyt przewidywalny. A Platini lubi wyzwania - tak z kolei skomentował wybór jeden z angielskich dziennikarzy.
Wszyscy podkreślali też, że bardzo ważna była pewność siebie. Ukraińcy i może w mniejszym stopniu Polacy, ani na chwilę nie zwątpili w to, że mogą wygrać. Było to słychać we wtorkowych prezentacjach, gdy Jerzy Dudek, Andrij Szewczneko, Witalij Kliczko i Siergiej Bubka przekonywali do naszej oferty. Świetnie wypadła też Irena Szewińska, która powiedziała, że jako trzyletnia dziewczynka marzyła o lekkoateltycznych medalach, a teraz tak samo wierzy, że zorganizujemy te mistrzostwa. Ważna była też wizyta prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki w Cardiff - pokazała, że oba państwa traktują Euro bardzo poważnie. Działaczom UEFA nie spodobało się podejście Włochów, którzy myśleli, że z dwoma egzotycznymi kandydaturami wygrają bez wysiłku.
Dzień chwały polskiego futbolu
- To historyczna decyzja. Najpiękniejsza chwila w naszym futbolu od MŚ w 1974 i 1982 roku, gdy zdobywaliśmy brązowe medale i od pamiętnego meczu, gdy obecny tu na sali Włodzimierz Smolarek zapewnił nam zwycięski remis z ZSRR - mówił prezes PZPN Michał Listiewicz. Z prezesem pojednał w środę nawet minister sportu Tomasz Lipiec, który jeszcze cztery miesiące temu zawiesił władze PZPN i mówiło się, że możemy zostać wykluczeni z międzynarodowych rozgrywek. W środę Lipiec, Surkis i Listkiewicz robili sobie wspólne zdjęcia i uśmiechnięci poklepywali się po plecach.
Listkiewicz w pierwszej kolejności podziękował oczywiście Surkisowi: - To pan dzwonił do nas ciągle i motywował do roboty.
Ale zaraz potem podziękował polskim samorządowcom, o których wcześniej mówiło się najmniej. - Nie wygralibyśmy, gdyby nie dobrze przygotowane oferty. To wasz wysiłek, determinacja w zdobywaniu funduszy na budowę stadionów, w załatwianiu gwarancji na autostrady, sprawił, że wygraliśmy - powiedział prezes do samorządowców z polskich miast, które mają zorganizować mecze. Michał Nykowski, szef polskiego sztabu Euro 2012, powiedział nam, że decyzja o wyborze czterech (Warszawa, Poznań, Gdańsk, Wrocław) nie jest jeszcze ostateczna. - Chorzów i Kraków nie tracą szansy. To UEFA zdecyduje, na których stadionach odbędą się mistrzostwa - podkreślił Nykowski. Szanse, że będą to więcej niż cztery stadiony są jednak minimalne, ponieważ UEFA zdecydowała we wtorek, że mistrzostwa nie będą na razie powiększane do 24 drużyn (zostaje 16).
W ciągu kilku najbliższych tygodni powstanie Komitet Organizacyjny, który będzie kierował przygotowaniami. Na razie nie wiadomo kto stanie na jego czele.
- Będziemy mieli stadiony!!! - cieszyli się Grzegorz Lato i Włodziemierz Smolarek. Ten drugi żartował, że o zwycięstwie Polski i Ukrainy wiedział już na pięć minut przed ogłoszeniem decyzji przez Platiniego. Podobno holenderski członek Komitetu Wykonawczego Mathieu Sprengers uśmiechnął się do mieszkającego na stałe właśnie w Holandii Smolarka.
W południe telefony polskich delegatów w Cardiff rozgrzały się do czerowności. - Dzwonili nawet z Jasnej Góry - uśmiechał się jeden z dziennikarzy. Do Listkiewicza, gdy ten akurat udzielał wywiadu w Polsacie, zadzwonił z podziękowaniami i gratulacjami Jan Tomaszewski, w ostatnich latach zajadły wróg szefa PZPN. Nawet oni potrafili się w środę pogodzić. - Odebrałem już ze 120 telefonów, własnie dzownił Adrzej Szarmach - śmiał się Adam Olkowicz, wiceprezes PZPN ds. Euro 2012. Olkowicz o mało nie popłakał się ze wzruszenia, gdy Listkiwicz dziękował mu za pomoc. - Bez tego człowieka nie byłoby Euro 2012 - mówił prezes.
Wielkie oblewanie sukcesu miało zacząć się już w samolocie, który o 14 wyleciał z Cardiff. Nie było do końca pewne, czy poleci najpierw do Kijowa, gdzie na Majdanie zaczęły gromadzić się tłumy szczęśliwych Ukraińców, czy do Warszawy, gdzie też w kilku miejscach miasta zrobiło się biało-czerwono od flag.
Post został pochwalony 0 razy